Mam w głowie dwa przemyślenia. Wynika z nich, że:
Absolutnie najlepszą potrawą na całym świecie, jaką kiedykolwiek wymyślono, jest kanapka, którą ktoś, komu na tobie zależy, zrobi ci rano do szkoły/pracy/itp.
Porażka, którąś się z kimś dzieli, boli tylko w połowie.
A teraz, żeby pogrążyć się całkowicie, dodam refren piosenki, której reszty tekstu nie rozumiem. Nie zmienia to faktu, że ów refren pomógł mi wczoraj jedną z takich porażek przeżyć i przeboleć:
Jesteś sterem, białym żołnierzem, nosisz spodnie, więc walcz!
Jesteś żaglem, szalonym wiatrem, twoja siła to skarb.
(A kanapka genialna, jak zawsze.)