poniedziałek, 27 lipca 2015

You can’t use up creativity. The more you use, the more you have

Zastanawiam się ostatnio, co jest bardziej irytujące: czy kiedy ludzie nie używają przecinków w ogóle, czy kiedy używają ich nieumiejętnie. I z przerażeniem dochodzę do wniosku, że chyba jednak wolę, kiedy wstawiają je źle, ale przynajmniej wiedzą o ich istnieniu.

Wczoraj oglądaliśmy z M. Akademię Pana Kleksa. Zachwyca mnie świadomość, że widzieliśmy ten film oboje w dzieciństwie, M. opowiada mi, że jako mały chłopiec był na nim w kinie, że ma gdzieś jeszcze muzykę z filmu na winylu, ja mówię mu, że pół dzieciństwa zajęło mi zbieranie czerwonych guzików i mieszanie farb na palecie, a oboje pamiętamy, że baliśmy się sceny z wilkołakami, wycia i świecących oczu. A teraz siedzimy wieczorem i oglądamy to wszystko razem. No po prostu piękne. :-)

A propos filmów, kończę oglądać Miasteczko na Playerze. Błogosławię tego geniusza, który postanowił dać mi możliwość obejrzenia majstersztyku, kojarzącego mi się z wakacjami u ciotki sprzed 15 (!) lat, czarną porzeczką w ogrodzie i spacerami z Kuzynem. Dodatkową atrakcją jest odkrywanie takich perełek jak fakt, że gra tam Maria Peszek, albo że kręci mnie jeden facet, co w wieku 13 lat było dla mnie absolutnie nie do pomyślenia. 

A propos wakacji, mam pięć tygodni wolnego, dokładnie tak jak wtedy, kiedy wieczorami w domu ciotki nad jeziorem oglądałam z Kuzynem Miasteczko, a po nocach horrory, których wtedy jeszcze się nie bałam. W międzyczasie robię sobie naszyjniki z filcu, a ostatnio wzięłam z domu książki do angielskiego z silnym postanowieniem, że się wreszcie przełamię, zacznę gadać i kiedyś wyjedziemy z chorego kraju, w którym sama myśl o szukaniu nowej pracy na nowych śmieciowych umowach mnie osłabia. Ale że ostatnio opieprzyłam kogoś za marudzenie, na tej wzmiance kończę malkontenctwo. Bo tak ogólnie, bardzo ogólnie, to świeci słońce i jest naprawdę fajnie.

czwartek, 16 lipca 2015

Grunt to mieć dobry plan

Najlepsze pomysły na to, co chciałabym tu napisać i absolutnie największa wena, która zapewne zaprowadziłaby mnie w niedługim czasie do literackiej sławy, przychodzą perfidnie około 4:00 nad ranem, upewniają się że, mimo że mnie bez problemu obudzą, nie dadzą rady wyciągnąć mnie z łóżka, a potem zawiedzione wychodzą, dać zapewne szansę na nagrodę Nobla komuś, kto na to bardziej zasługuje, czytaj: nie ma obok siebie M., do którego może się przytulić i ponownie zasnąć, lub też nawet nie zasypiać, ale po prostu się przytulić. No cóż, na Nobla tracę szansę całkowicie, ale pozostaje mi lekka wiara w to, że musi jednak istnieć jakaś równowaga w przyrodzie.

Dobra, obudziłam się pół godziny temu i trochę majaczę.

Bezrobocie, chociaż do końca jeszcze na nim nie jestem, nie musi być straszne i złe, pod warunkiem, że cieszysz się chwilą wolności, zamiast stresować dożywotnim brakiem perspektyw i zatrudnienia, jak to robiłam rok temu. W przerwach między rekreacyjnym jeszcze chodzeniem do pracy, oglądaniem wszystkich możliwych seriali, czytaniem i gotowaniem zupy pomidorowej, zastanawiam się, jaki wybrać kierunek mojej dalszej kariery, bo jak powszechnie wiadomo, mam tyle możliwości, że nie wiem, na co się zdecydować. Ostatecznie wyląduję pewnie na kasie, w robocie najbardziej rozwojowej i przyszłościowej, przynajmniej do momentu, kiedy zlikwidują mi stanowisko pracy na rzecz samoobsługowej maszyny.

A tak na serio serio, to chciałabym byś researcherem i myślę, że bez problemu uda mi się to marzenie zrealizować w tej dziurze.

W niedzielę idę na chrzciny, cóż to będzie za impreza. Żeby ją sobie uatrakcyjnić, postanowiłam jeszcze się poświęcić i porobić M. za szofera, żeby przynajmniej on mógł się jakoś znieczulić. Chociaż nie ma chyba takiej ilości alkoholu, która przyćmiłaby obopólną i entuzjastycznie wyrażaną radość dwóch babć oraz przyszłej matki chrzestnej. Plan jest taki, że mniej więcej od 15:00, czyli w okolicach końca obiadu, zacznę rozmyślać o wakacjach w Rumunii, na które jedziemy za równiutki miesiąc i będę tak sobie rozmyślać do wieczora. Lub też będę ukradkiem pod stołem studiować polsko-rumuńskie rozmówki, wtedy przynajmniej będzie z tego dnia jakiś pożytek.

niedziela, 5 lipca 2015

Jako że do tej pory nie miałam swojego komputera, a teraz mam całe dwa (na bogatości), wracam tu ze zdwojoną siłą. Bo trochę czasu od stycznia minęło, a ja już prawie nie pamiętam, jak się budowało zdania wielokrotnie złożone...