Standardowy dialog w moim domu:
Ja: - Potrzebuję alkoholu.
M.: - Po co?
Ja: - Do picia. Bo mnie boli.
M.: - Co cię boli?
Ja: - Wszystko. (Mam okres)
M.: - Jest trochę wina. (Pół kieliszka na dnie butelki)
Ja: - Wina jest za mało na moje potrzeby.
M.: - Aha. No to możesz iść do sklepu, kupić sobie jakieś piwo. Ja i tak muszę pojechać rajd.
Lub: (Wczoraj)
Ja: - Mam problem. Mogłabym ci właściwie powiedzieć, o co chodzi, gdyby nie to, że będziesz się ze mnie śmiał. Albo będziesz miał na mnie haka do końca życia.
M.: - No mów.
Ja: - Eee... nie, lepiej, żebyś tego o mnie nie wiedział. Nie zrozumiesz.
M.: - Swoje zrozumiem. Mów.
Ja: - Nie, lepiej nie. Zresztą i tak nie możesz mi pomóc. W ogóle nikt i nic nie może mi pomóc.
M. (z uśmiechem): - Nawet piwo?
:)
Patologia. I książkowe współuzależnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz