piątek, 30 maja 2014

Na bezrybiu i rak ryba

Podświadomie bałam się tego dnia. Od samego początku. Wierzyłam, że nie przyjdzie, tłumiłam to tak długo. Aż nagle coś pękło.

Uprasza się o łaskawe nieśnienie mi się po nocach. Zlituj się, błagam. Bo naprawdę zaczyna mnie to wykańczać. Dziś zrobiłam sobie małą psychoanalizę. Wszystko wiem, wiem dlaczego, wiem, że jestem sobie winna w co najmniej 50%. Ale odejdź, cholerna maro, odejdź, zanim mi nerwy puszczą i zrobię coś durnego.  

***

Pamiętam, jak przyszłam tu po raz pierwszy. Ten ścisk w żołądku i całkowity paraliż. Pamiętam w zasadzie każdy dzień, który tu spędziłam, tyle rozmów, chwil, dylematów, czasem radości, czasem stresu. Cholerny kawałek mojego życia.

Dzisiaj wyjdę stąd, nie żegnając się z nikim, bo nikt tu nie jest moim kolegą z pracy. Nie wiem, co będzie dalej. Panika mi się włączyła wczoraj i nie chce iść, sprawdzić, czy jej nie ma może na zewnątrz, nawet na chwilę.

Całe szczęście, że nie jestem sama.

 I to tyle w zakresie zmian oraz w zakresie stałości w sumie też.
________________________

To twój los
Zatrzymany w biegu kadr
Martwe morze stoi wokół nas
I nadziei brak na wiatr

Jeśli pośród naszych
Gwiezdnych dróg
Pośród nieskończonych tras
Gdzieś istnieje jeden
Wieczny Bóg
To na imię ma on Czas

Ta, jeszcze oczywiście ten kawałek musiał mi się wkręcić. Żeby było jeszcze fajniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz